Tajne łamane przez pozorne
Samo pojawienie się wyborcy w lokalu de facto ujawnia, jak głosował w referendum, a tego nie da się pogodzić z konstytucyjną zasadą tajności wyborów – pisze adwokat.
Ostatnio kilkakrotnie miałem sposobność uczestniczyć jako pełnomocnik w przesłuchaniach świadków przed sądami w Austrii. Moją uwagę zwróciła formułka pouczenia świadka o prawie do odmowy zeznań. Owa formułka, czyli po prostu powtórzenie treści § 321 austriackiego kodeksu postępowania cywilnego, wymienia m.in. przypadki wykonania przez świadka prawa wyborczego i prawa głosu, jeżeli są one tajne na podstawie ustawy. Niby nic zaskakującego, chociaż w naszym art. 261 kodeksu postępowania cywilnego podobnego wyłączenia nie ma. Taka wyraźna artykulacja ochrony tajności głosowania w austriackiej procedurze cywilnej – nawet jeśli uznać ją za superfluum – skłoniła mnie do refleksji nad praktyką przestrzegania tajności wyborów w Polsce.
Czytelny wybór
Kontekst jest dość oczywisty – niedawne referendum warszawskie w sprawie odwołania urzędującej pani prezydent odbyło się pod znakiem frekwencji. Zarówno cała warszawska kampania referendalna, formułowane w niej apele, jak i lekcje z wcześniejszych tego rodzaju plebiscytów, nie pozostawiały złudzeń: przy postawieniu pytania: „czy jesteś za odwołaniem urzędującego wójta/burmistrza/prezydenta?", głosem na „tak"...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta